Rozdział pisany pod wpływem dużych emocji.
Julie
***
Szybko się ocknęłam. W pokoju byam sama i bardzo się z tego cieszyłam. Szybko wstałam, jedak zaraz siadłam bo nie mogłam się utrzymać na nogach. Wyczarowałam sobie kanapkę i szybko ją pochłonęłam. Na drżących nogach poszłam do łązienki, wyglądałam strasznie. Doły pod oczami, każdy włos w inną stronę, spierzchnięte usta. Odkręciłam kurki, a no moje ciało poleciały zbuntowane krople ciepłej wody. Myślałam.
Miłość to jedyny sens tego szalonego snu, w jakim jesteśmy uwięzieni
Co to mogło znacyć. Żadko się zdarzało, zebym czegoś nie wiedzała, ale to wszystko jest dla mnie niezrozumiałe. Ta cała przepowiednia. Te słowa. Po mimo tego, że nie byłam świadomo słyszaam rozmowę Kate, Hermiony i mamy. Poobijany Scorpius? Co ię z nami stało? Kieyś było inaczej. Nie mieliśmy przed sobą tajmnic, wspieraliśmy się. Z teraźniejszej perspektywy wydają mi się to bardzo odległe chwile. Tak bardzo chciałabym do nich powrócić. Tak bardzo chciałabym znowu poczuć to c czułam kiedy on byl przy mnie...własnie tylko co ja czułm? Sama nie wiedziałam więc, dlaczego pragnęłam jego bliskośći, pragnęłam jego bezpieczeństwa..najzwyczajniej w świecie pragnęłam jego. Schyliłam sie po truskawkowy płyn do kompieli, namydliłam ciało, a zapach rozszedł się po całej łazience. Uśmiechnęłam się do siebie.
-Vivien- usyszałam krzyk przyjaciela -Vivien do cholery gdzie jesteś?
-Nawet sę nie mogę spokojnie wykompać, bo ty sobie z czymś nie mozesz poradzić- warknęłam wychodząc z łazienki zawinięta tylko w krótki biały puchowy ręcznik. Odwróciłam się do szatyna i ze zdziwieniem stwiedziłam, że wgapia się we mnie jak w obrazek -Halo? Żyjesz?- zapytałam, ale ten kiwnął tylko głową bezwstydnie gapiąc się na moje ciało- SCORPIUS- krzyknęłam zirytowana.
-Matko nie wrzeszcz tak- powiedział i podszedł bliżej. - Truskawkowy?- jedna brew szatyna wysoko podniosła się do góry. Zawsze zazdrościam mu tej umiejętności, mi nigdy to nie wychodziło.
-Co chciałeś?
-Widziałaś gdzieś mojego drugiego buta.
-Wyrwałeś mnie z kąpieli tylko dlatego, ze nie wiesz gdzie jest twój drugi but?- zapytałam i wściekła odwróciłam się w stronę łazienki. Przymknęłam drzwi, a przez szparę patrzyłam na chłopaka kóry ciągle patrzył w miejsce w którym przed chwilą stałam. Podrapał sę po głowie i westchnął. Uśmiechnął się do siebie
-Chyba zapomniałem po co tu przyszedłem- powiedział po czym wyszedł
Spłukałam pianę z ciała, zkręciłam wodę, otworzyłam drzwiczki prysznica, a zimnepowietrze uderzyło we mnie z prędkoścą światła, nie przejęłam się. Wyszłam i zaczęłm dokładnie wycierać się ręcznikiem. Stanęłam przed zaparowanym lustrem, przetarłam je ierhem dłoni i zobaczyłam swoje odbicie. Westchnęłam, wzięłam do ręki szczotkę i próbowałam ogarnąć włosy. Nie wiem ile zajęło mi wrócenie do porządku, ale nawet mnie to nie interesowało. Ubrana w zwykłe czarne legginsy, białą koszulkę i szarą sportową bluzę, wzięłm do ręki zielone trampki i szybko je założyłam. Szłam wolnym krokiem przez korytarze wielkiego zamku, mojego drugiego domu. Wyszłam po za bramę Hogwartu, bez pozwolenia, ale mało mnie to interesowało, zostawiłam jeszzcze przed wyjściem małą karteczkę, żeby przyjacółki się niemartwiły. Teleportowałam się do domu przyjaciela. Weszłam bez pukania tak jak to miałam w zwyczaju i nie zwracajac uwagi na nikogo skierowaam się do pokoju przyjaciela. Weszłam równieżbez pukania i zatrzasnęłam je z hukiem. Siedział na łóżku, z książką w ręce i wzrokiem skierowanym na mnie. Na twarzy nie widziała, żadnych większych obrażeń oprócz rozciętej wargi.
-i co? Tak jest lepiej? - zapytałm cicho, ale wiedziałam, ze totylko chwilowy spokój. Od dawna nie byłam na niego tak wściekła
-A co cię to interesuje?- zaczął zimno- Snape cię wyrzucił to się mną zainteresowałaś?- warknął zrzucajac książkę na podłogęi wstając.
-Wiesz co..Myślałam, ze jesteśmy przyjaciółmi, ale ty najzwyczajniej w świecie nie wiesz co to przyjaźń...., ani miłoś.. CHOCIAŻ NIE WIEM DLACZEGO- krzyknełam już mega wścekła
-A CO TY MOZESZ O MNIE WEDZIEĆ? SZLAJASZ SIĘ TERAZ Z JAIMŚ KRUMEM, ZADAJESZ SIĘ Z NAUZYCIELAMI, A O PRZYJACIÓŁACH TO JUŻ CAŁKOWICIE ZAPOMINASZ. JAK MOŻESZ MNIE OSKARŻAĆ O TO, ŻE NIE WIEM CO TO PRZYJAŹŃ. KIEDYŚ CIĘ NIĄ DAŻYŁEM, ALE TO PRZESZŁOŚĆ.- poczułam się tak jakby dał mi w twarz. " Jak możesz mnie oskarża o to, z nie wiem, ze nie wem co to przyjaźń. Kiedyś cię nią dażyłem, ale to przeszłość
, ale to przeszłość
przeszłość
przeszłość
słowa odbijały się echem w mojej głowie, a w oczach pojwiy się łzy
-pieprzony gegiosta. TYLKO TY SIĘ LICZYSZ!- wrzasnęłam, a po moim policzku mimowolnie spłynęła samotna łza
-JA? JA SIĘ LICZĘ? nie pamiętasz co sobie keidyś obiecywaliśmy
-właśnie nie dotrzymałeś słowa- powiedziałam łamiącym się głosem i wyszłam trzaskając drzwiami. Zeszłam dwa schody, oparłam się o ścianę i pozwoliłam pływać łzą po swojej twarzy. Bo jak byście się czuli kiedy przyjaciel mówi, że już nie jst twoim pzyjacielem, ze ty już nie jesteś jego przyjacielem. Siadłam na schodzie i zaniosłam się szlochem.
Dwa szczescioletnie szkraby siedziay na schodac przed domem Zabinich i wesoło rozmawiały.
-A co zrobisz jak dostaniesz się do Gryffindoru?- zapytał chłopczyk o przeszywająco niebieskich oczach
-Będę się cieszyła- odpowiedziała czarnowłosa dziewczynka z dużymi brązowymi oczami
-Poważnie? Nie moglibyśmy się w tedy ze sobą zadawać- Młody Malfoy popatrzył na czarnowłosą, ktora przybrała na twarz niezrozumiały wyraz - Tata mówi, żebym sie nie zadawał z Gryffonami bo z tego wyjdzie coś złego- powiedział chłopczyk
-Oj tak w szzególności kiedy zadajesz się z pięknymi Gryffonkami- usłszeli dojżały głos za swoimi plecami. Czarnowłosai niebieskooki szybko się odrócili i zobaczyli swoich ojców. Czarnowłosa szybko wstała i podbiegła do taty któy zaraz trzymał ją na rękach
-Córeczka tatusia- warknął Draco i popatrzył z czułością na przyjacila, po czym również wziął syna na ręce-Tylko pamiętaj, ze masz nie przyprowadzać kolegów do domu bo tatuś moze nie być zadowolony
-Ale Scorpius tutaj jest i tatuś nie narzeka- mała dziewczynka popatrzyła hardo w oczy starszemu Malfoyowi. Do tej pory tylko trzy kobiety odważyły się coś takiego zrbić. Jego matka, Hermiona i Ginny, ona była czawarta. Ojcowie wymienili ze sobą znaczące spojrzenia i postawili dzieci
-Scorpius idziesz?-zapytała dziewczynka, a kiedy szatyn lekko kiwną głową szybko pobiegł by zająć ulubioną huśtawkę
-Mam nadzieję że nie będziesz w Gryffindorze, ale na wszelki wypadek, może sobie coś obiecajmy- lekko zdyszany głos niebieskookiego rozległ się koło nie
-Co?- zapytała
-Żadnych tajmnic, żadnyc kłamstw, żadnyc kłótni- powiedział z lekkim uśmiechem. Byli bardzo dojżali jak na swój wiek. Dziewczynkarównież lekko się uśmiechnęła
-Zoda- od tej pory zawsze keidy znaleźli się na hustawkach przy domu Zabinich powtarzali te kilka tak dla nichważnych słów
***
Słyszał, że łakła, wiedział, ze doprowadził do tego stanu bardzo silną dziewczynę, ale musiał. Musiał to zrobić. Musiał się od niej uwolnić, czując, że nie da rady już jej chronić..zawsze to było jego zadanie, a teraz miał wrażnie, ze sobie z nim nie poradził. Owszem. Był tchórzem, ale jeżeli ma to pomóc to dla niej moze yć nawet przestępcą. Co czuł? Czuł zawód, czuł wściekłość i żal..chodził po pokoju nie mogąc wyrzucić z pamięci widoku łez w jej wielkich brązowych oczach. Popatrzył na ramkę z ich zdjęciem która stała na biurku. Byli tacy szcęśliwi, liczyli się tylko oni. Dlaczego wszystko musi się kończć bez happy eandu
-Tylko kt powiedział, ze coś się kończy już teraz- głosik w jego głowie nie dawał mu spokoju.
Właśnie. Nie musi się kończyć. Wyszedł z pokoju, zszedł kilka schodów i znalazł się koło niej.
-przepraszam- powiedział i próbowal przytulić do siebie szlochającą dziewczynę, ale ta szybko sie odniosła i spojrzała na niego oczami pełnymi bólu
-Nie potrzebuje twojej listości. Rozumiem jak ktoś mówi raz, że już nie jest moim przyjacielem- powiedziała mutnym, ale pewnym głosem. Miała rację. Tak powiedział. Tak powiedział i srasznie tego żałował. Zawsze będzie jej przyjaielem. Kiedy już miała zejść i zostwić go samego, po prostu ją do siebie przyciągnął i przytulił nic sobie nie robiąc z tego, że sę wyrywa.
-Przpraszam- wyszeptał i odsunął się delikatnie. Czekał na jej ruch, ale z jej twarzy nie dało się ni wyczytać. Kiedy myślał, że już sobie pójdzie ona przybliżyła się do niego i delikatnie pocałowała, oddał pocałunek, ale kedy chciał ją przyciągnąć bardziej szybko ięodwróciła i zbiegła po schodach, by za chwilę wyjść z domu pozostawiając go w totalnym osłupieniu. W jego głowie narodziło się pytanie. " Co Teraz"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz