piątek, 6 września 2013

Potomkowie Dziedziców- 4

Pewnie zastanawiacie się kiedy będzie perspektywa Scorpiusa. Już niedługo. Mam nadzieję, że zisiejszy rozdział przypadnie wam do gustu ponieważ jest jak dla mnie trochę zaskakujący i dużo się dzieję, ale takie rozdzały najbardziej mi się podobają. Cieszę się, że tak dużo osób odwiedza bloga i czyta moje rozdziły jednak troche brakuje mi komentarzy, ale dobra już nic nie mówię.
Miłgo czytania!
Julie;*
***
Myślę...
Myślę, że to co dzisało się kiedyś nie powinno mnie interesować. Nigdy nie czułam się związana ze swoją przeszłością, ani przeszłością rodziców. Najważniejsza bya dla mnie teraźniejszość, po mimo tego, że czasami rodzce opowiadali mi niktóre historie związane z ich poznaniem, lub nauką w hogwarcie i bardzo mi się to podbało, ale nigdy nie czułam z tym jakiejś większej więzi. Wszystko przychodziło i odchodziło. Zaczynało się i kończyło. Nigdy nie byo nic pomiędzy..to tak jakby czytał książkę od początku do końca, ale omijał środek. Paradoks towarzyszy nam w coziennym życiu, czasami dodaje smaczku, a casami nam ten smak odbiera. Zastanawiliście się czasem czy ludzie tak na prawdę się zmieniają, czy tylko ich poglądy na życie. Nigdy nic nie jest dwa razy takie same i dlatego życiejest takie wyjątkowe, jednak każdemu z nas może czegoś brakować. Czasami zrozumienia, miłości, bliskiej osoby, przyjaźni..dużo by tu wymieniać, ale wzystko i tak kończy się, tam gdzie się zaczyna i kończy. W naszym sercu. Zapisujemy tam najróżniejsze sekrety, tajemnice, miłości o których nie chcemy, by się ktoś dowiedział. Kiedyś usłyszałam, żenasze serce jest jak bardzo dokładnie strzeżona skrytka w którym chowamy pamiętnik. Pamiętnik własnych uczuć.
Dwa dni temu kiedy wróciłam od snapa wszystko uległo zmianie i nie chodziło o to, że mm więcej czasu i nie musze pisać kilometrowych esejów, czy dokłądnie powtarzać notatki z lekcji, ale o to, że zabrakło kogoś kto był dla mnie bardzo ważny, jak nie najważniejszy. Kiedy wróciłam do dormitorium okazało się, że Scorpius zniknął. Zaraz po lekcjach poszedł się przejść i do dzisiaj nie możemy go znaleść. Czuję się tak jak pięciolatka której zniszczył się miś przytulanka, nocny odganicz koszmarów. Zastanwiam się, gdzie jest, co robi, czy nic mu się nie stało..Chciałabym wieżyć, że to tylko zły sen i kiedy się obudzę zniknie, ale niestety. Podczas snu mam koszmary, a kiedy się budzę przechodzę do jeszcze większego koszmru. Koszmaru z którego nie mogę się obudzić, który zabija mnie c sekundę, minutę, godzinę, codziennie po troszku.
Leżę na łóżku przykryta dwoma kołdrami, przytulam się do wielkiego beżowego, pucowego koca i w głoiwie próbuję odnaleść przyjaciela. Niesty. Bez skutku, nic nie przynosi rezultatu.
-Vivien?- usłyszałam zmartwiony głos Kate.Siadła na łóżku, a ja jeszcze bardziej zakopałam się pod kołdrę. Wyglądałam jak chodzące nieszczęście, wrak czlowieka i do tego doprowadziły mnie dwa dni bez niego. Uzależniam się od jego towarzystwa, nawet kiedy się kłóciliśmy, co ostatnimi czasami bywało rutyną, było lepiej niż teraz. Mówię jak zakochana.Tylko skąd ty wiesz jak mówi zakochana jeżeli sama nigdy się nie zakochałś.
-Vivien słuchasz mnie?- niegdyś kojący i ulubiony głos przyjaciółki zmienił się w przygnębiający i smutny szept. Tylko jego głos byłby na tyle kojący, żebym mogła się podnieść. Zawsze był przy mnie i nigdy nie zastanawiałam się, co by było gdyby jednak go nie było. Teraz wiem.
-Przepraszam. Zamyśliłam si- powiedziałam i wygrzebałam się spod kołdry, ale zakręciło mi sę w głowie i szybko się położyłam.
-Widzisz. Musisz coś jeść.-zatroskany głos Kate docierał do mnie jakby zza mgły.
-Nie jestem głodna- odpowiedziałam resztką sił. Czułam jak przed oczami pojawiają mi się czarne plamy. Czyli znowu idziemy spać pomyślałam, słyzałam jeszcze zdenerwowany podniesiony głos przyjaciółki, a potem była ciemność.
***
Szłam po morzu. Po prostu. W okół mnie pływały delfiny i małe klorowe rybki. Widziałam całe dno, muszle i perły mieniły się w słońcu które oświetlało całą lazurową wodę.Piękny widok. Szłam dalej rozglądając się za jakimiś wskazówkami, znakami wodnymi. Nie wiem na co liczyłam, cociaż w tym momencie bardzo przydałby się znak z napisem" ZA 20 METRÓW SKRĘC W PRAWO" Kierowałam się w nieznanym mi kierunku oddalając się od bezpiecznego miejsca w którym znajdywałam się na początku. Mróżyłam oczy pod wpływem narastającego słońca i gorąca. Zaczęłam zrzuać z siebie ubrania które lądowały na dnie morza. Kiedy zostałam już w samej bieliźnie i rozpiętej koszulinarzuconej na ramionach zauwarzyłam w oddali ogromną falę. Wystraszyłam się, ale brnęłam dalej pod nią. Kiedy byłam bliżej mogłam się dokładnie przyjżeć. Przy tej fali słońce i księżyc łączyły się.
-Tu zaczyna się dzień i noc- usłyszałm cichy głos. Rozejżałam się, ale nikogo nie mogłam ujrzeć.-To zaczyna i kończy się świat- do moich uszu znowu dotarł ten dźwięk
-Kim jesteś?- tylko tyle zołałam z siebie dać.
-Jeste wyrocznią- usłyszałm w odpowiedzi
-Wyrocznią?
-Przekazuję wiadomości. Oczytuję kawałek twojej duszy.
-Dlaczego cię nie widzę?- kolejne pytanie wydobyło się z moich ust
-Pokazuję się dopiero kiedy dwoiaduję się, po co ludzie do mnie przyszli
-Nie sądzisz, ze to trochę niesprawiedliwe?- cichy śmiech odbił się echem od ogromnej fali.
-Może i jest niesrawiedliwe, może i nie. Jesteś jedyną osobą która powiedziała coś takiego
-W takim razie moze ty też zmienisz swoje przyzwyczajenia i pokażesz mi się?- zapytałam mjąc cichą nadzieję.
-Pierwsze powiem ci po co tu przyszłaś
-A to nie ja miałam powiedzieć to tobie?- zapytałam szczerze zdziwiona
-Wiem, ze sama tego nie wiesz. Dlatego ja ci to powiem.- Nie odzywałam się czekając na to co się stanie, czego się dowiem.- Jesteś tu po to by przestać się bać.- zamknęłam oczy, westchnęłam, zamrugałam, a przedemną pojawiła się piękna dziewczyna. Wyglądała na mój rocznik. Czarne jak smoła, proste włosy sięgające do pasa poiewały na wietrze. Welkie zielone oczy patrzyły na mnie ze swpokojem i troską. Była raczej niska i drobniutka, ale pasowało jej to. Miała na sobie krótką białą sukienkę w kolorowe kiwiatki plus zielony takiego samego jak jej oczy we włosach. Była na boso i nie stała na wodzie tak jak j tylko nieznacznie się unosiła
-O rany, ale z cebie laska- wymsknęło mi się. Uśmiechnęła się szeroko i podeszła bliżej. Wyglądam jak ty tylko, że mam zielone oczy.
-Zawsze chciałam takie mieć- powiedziałam
-A ja chciałam być żywa tak jak ty- powedziała, jej uśmiech stał się prawie niewidoczny, a oczy znacznie posmutniały.
-Przecież jesteś żywa
-Ale jestem uwięziona tu- wskazała na miejsce w którym się znajdujemy.- Nie mogęchodzić po świecie tak jak ty, nie mogę się zakochać, nie mogęrobić nic innego niż odpowiadanie na pytania. Podeszła do mnie i chwyciła mnie za rękę.- Nawet ni wiesz jakie masz szczeście. Wykorzyst to- dodała
-Dlaczego tutaj jestem?- zapytałam niewiele rozumiejąc ztych sytuacji
-Bo się boisz- powiedziała
-Czego?
-Na prawdę nie wiesz?- zapytała i uśmiechnęł się delikatnie. Pokręciłam głową. - To musi byc na prawdę ukryte gdzieś głęboko- powiedziała jakby sama do siebie. - Boisz się kochać. Boisz się zranienia jak każdy, ale nie umiesz pokonać tego strachu
-Ale ja sie jeszcze nigdy nie zakochałam. Skąd mogę wiedzieć, że się boję
-Pamiętaj tylko o jednym"Miłość to je­dyny sens te­go sza­lone­go snu, w ja­kim jes­teśmy uwięzieni."Poczułam jak po stopach rozlewa się przyjemne ciepło morza, a ja zaczynam zanurzać się cała, wpadać w otchłań, ale nie topić się, nie umierać,  Żyć.
***
-Ja to nie mozemy jej zanieść do skrzydła szpitalnego?- cichy, smutny i przerażony głos Kate rozchodzł sie po całym dormitorium. Kiedy Vivien skończyła reagować, z braku pomysłów do kogo by się zwrócić, wykorzystała jej mamę i mamę Cory-ego
-Nie możemy. Nasza rodzina jeżeli zapada w coś takiego jak śpiączka, czy omdlenia przyjmuje inaczej niż inni.Zobaczysz obudzi się za niedługo - Pani Malfoy wyglądała na przejętą tak jak mama Vivien, ale nie bały się. ak jakby od początku wiedziały, ze nic się jej nie stanie.
-Co to znaczy inaczej?
-Vivien sama ci wszystko powie.- Pani Zabini poptrzyła z lekkimuśmiechem na przyjaciółkę po czym zwróciły się do mnie.- Scorpius jest w domu. Przyszedł w czoraj cały poobijany, ale do tej pory nie chce powiedzieć co się stało. Jeżeli pytaliśmy o Vivien spinał się od razu i mówił tylko, że nie ma zamiaru o niej rozmawiać. Kiedy próbowaliśy drążyć tmat zbywał nas mówiąc, ze jest śpiący.- pani Malfoy  wyglądała teraz na bardziej zartwioną.
-Wiesz co stało się pomiędzy nimi?- Pani Zabini  również, ale nadal się uśmiechała.
-Nie. Od czasu przyjazdu do Hogwaru..są jacyś inni. Nikt nie wie co się miedzy nimi stało. Przypuszczam, ze nawet oni tegonie będa wiedzieli. Nie są sobie już tacy bliscy. Wszycy widzimy to, ze sięoddalili i to bardzo, a do tego jeszcze profesor Snape i Krum- powiedziałam nie hamując się i zapominajac o tym z kim rozmwaiam. Szybko złapałam się za usta, na co mama Vivien i mama Scorpiusa lekko się uśmiechnęły.
-Nic się nie stalo. Nie wygadałaś się. Wiem o Macie Krumie, ale Profsor Snape? Syn Severusa?- Pani Zabini wyglądała na nieźle zbitą z tropu
-Zaproponował jej pracę asystentki. Czasmi zostaje i pomaga mu uwarzyć eliksiry, posprzątać, albo coś takiego, nie dostaje żadnych zadań. Taka była umowa. Dwa dni temu właśnie w tedy kiedy Scorpius zniknął był pierwszy dzień jej tak zwanej pracy i wróciła zadowolona i uśmiechnięta. Mówiła, ze jest bardzo tjemniczy, ale za to miły i przjacelski, chciaż czasami udzielają mu sie przebłyski charakterku Profesora Severusa. Kobiety uśmiechnęły się do siebie
-My już będziemy lecieć. Przekaż Vivien, że Scorpius jest cały i zdrowy-uśmeichnęły sięprzyjaźnie i po chwili szy do kominka.
-Mam nadzieję, że nasza przepowiednia się sprawdzi- Ostatnie zdanie wypowieziane przz panią Malfoy głęboko zapadło mi w pamięć
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz