Siedzieliśmy w pokoju życzeń w ciszy popijając ognistą. Od
kiedy przyszliśmy tutaj nie zamieniliśmy ani słowa.
-Co się dzieję?- zapytał po dłuuuugiej przerwie
-A co się ma dziać?- zapytałam, gdyż sama do końca nie
wiedziałam. Czułam tą cholerną pustkę, ale to raczej nie będzie go interesować.
Z resztą nic co mam mu do powiedzenia.. a mam coś
-Nie jestem ślepy- powiedział trochę ostrzej patrząc w moją
stronę. Jego wzrok palił.
-Malfoy. Co ja ci mam powiedzieć, jak sama nie wiem. –
powiedziałam gwałtownie wstając z kanapy która pojawiła się tu kiedy weszliśmy.
Musiał sobie ją wyobrazić.
-To nie jest odpowiedź na którą liczyłem- powiedział
-Sory, ze cię rozczarowałam- powiedziałam po czym wyjęłam
pełną szklankę wisky z jego ręki i wypiłam ją duszkiem. Wzięłam swoją torbę i
zaczęłam kierowac się do wyjścia.
-Hermiona.- zatrzymal mnie delikatny głos Dracona- Od czasu
tamtego pocałunku..- przerwał na chwilę- unikasz mnie- dokończył. Szybko się
odwróciłam
-Za dużo ode mnie wymagasz. Zaczęłam się w tym wszystkim
gubić Draco. Nie wiem co czuję w dany dzień, a co dopiero do ciebie.-
Zakończyłam i popatrzyłam w jego smutną twarz
-Dam ci tyle czasu ile zechcesz-
powiedział wyminął mnie i wyszedł trzaskając drzwiami. Zastanawiałam się co
teraz będzie. W prawdzie powiedziałam mu prawdę, ale to wszystko jest takie
pogmatwane. Musze znaleźć Ginny- pomyślałam i ruszyłam w stronę naszego
dorminatorium
***
Obudziłam się na szczęście pierwsza. Tego co między nami
zaszło nie planowałam. Było przyjemnie bardzo przyjemnie, ale jeszcze trudniej
teraz będzie mi go zostawić. Nie chcę, ale jeżeli nie przeżyję bitwy bo
Voldemort go zabije z mojej winy… wolę nie myśleć ile miałabym do siebie
zalu.Szybko wstałam z łóżka, ale tak ,żeby goo nie obudzić i poszłam do
łazienki. Pierwsze co zrobiłam to popatrzyłam w lustro. Każdy włos w inną
stronę, worki pod oczami, gdyby tu był na pewno i tak by powiedział,że jestem
piękna- pomyślałam, ale zaraz skarciłam się za tą myśl. Znałam go doskonale i
wiedziałam, ze powiedziałby to, ale nie chce o nim myśleć jedyne czego teraz
chce to zapomnieć. Musze znaleźć Hermionę, ale pierwsze się wkompać- pomyślałam
i szybko wskoczyłam pod prysznic. Kiedy z niego wyszła szybko się ubrała i popatrzyła w lustro. Odbicie które zobaczyła przeraziło ją. Chciała zwiać. Jak tchórz nie żegnając się, ale pokrzyżował jej plany. Blaise Zabini chłopak w którym była bezgranicznie zakochana, stał za nią i nie pozwalał jej skończyć planu, od wczoraj nic się nie trzymało jej planu, nie miało tak być
-Wybierasz się gdzieś?- zapytał przerywając ciszę
-Już nie
- W takim razie wybierałaś się gdzieś, a ja ci przeszkodziłem tak?- zapytał lekko ironicznym głosem. Takiego smutku w jego oczach jeszcze nie widziałam.Podeszłam do niego i dotknęła jego policzka
-Blise gdybyśmy nie przygotowywali się do bitwy, gdybyśmy nad wszystkim panowali nigdy nie podjęłabym takiej decyzji, ale teraz nic nie jest bezpieczne, a szczególnie my- powiedziałam i popatrzyłam w jego oczy.
-A gdybym ci obiecał, że wszystko będzie dobrze?- zapytał obejmując mnie w talli
-A wiesz to? Nie możesz mi tego zagwarantować, tak jak ja nie mogę ci zagwarantować, że Voldemort przegra.! Nikt niczego nie może teraz obiecywać Blaise.
-Kocham cię- powiedział
-Ja ciebie też..-przerwałam na chwilę by zaczerpnąć powietrza. Nagle w jego ramionach wszystko wydawało się piękne i bardziej pozytywne - ale to nie zmienia faktu, ze to nie ma przyszłości, jezeli będziemy to ciągnąć, ktoś przez nas ucierpi, a ja już nie mam siły, za dużo osób cierpi przez błędy innych ludzi
-Przez swój błąd skrzywdzisz zaraz na wstępie dwie osoby- powiedział przerywając ciążącą już ciszę
- Ale za to inni będą bezpieczni
-A nie pomyślałaś o tym, że jeżeli bylibyśmy razem, przechodzili wszystko razem, dalibyśmy innym nadzieję na zjednoczenie się Slytherinu i Gryfindoru?-A pomyślałeś może o konsekwencjach? Pomyślałeś o tym ,ze w tej cholernej bitwie zginą niewinni ludzie? Cholera jasna Zabini pomyślałeś, że przez nasz jeden wybryk możemy stracić siebie, nasze rodziny, bliskich? Pomyślałeś?- zapytałam wściekła strzepując jego ręce z mojej talii.
-I co tak po prostu mam pozwolić ci odejść?-zapytał cały czas patrząc mi w oczy, Tym razem nic nie wyrażały. Te oczy, które kocham nic nie wyrażały i to była tylko moja wina, ale przecież tego chciałam. Chciałam, żeby odpuścił i był bezpieczny.
-Tak- powiedziałam cichym mało przekonującym głosem
-Czyli to wszystko nic dla ciebie nie znaczyło?
-Tak- powiedziałam jeszcze ciszej i popatrzyłam mu w oczy i to był błąd cholerny błąd, bo zobaczyłam w nich obłęd, szaleństwo, a potem potoczyło się już wszystko samo. Pocałował mnie tak zachłannie jak jeszcze nigdy. Objął mnie w talii i posadził na umywalce
-Właśnie widzę jak to dla ciebie nic nie znaczyło- powiedział całując moją szyję- Wiem ,ze boisz się, że coś się moze stać twojej rodzinie, Hermionie, mi, ale daj nam szanse - powiedział przestając mnie całować
-Nie Blaise.
-Wiesz, że i tak nie odpuszczę
-A skąd wiesz ,że ja się nie poddam
-Już się poddałaś- powiedział i znowu mnie pocałował. Miał racje, cholerną rację. Już się poddałam, ale nie mogłam pozwolić by na dobre w to uwierzył
-To była chwila słabości Zabini- powiedziałam odpychając go od siebie, po czym zeszłam z umywalki i odwróciłam się do niego tyłem. Wiedziałam. Wiedziałam, że go zraniłam, ale to dla jego dobra. Po chwili słyszałam już tylko huk zatrzaskiwanych drzwi. Chwyciłam się umywalki i kucnęłam po mojej twarzy zaczęły spływać słone krople, który już tworzyły koło mnie małą kałużę. Po kilku chwilach w łazience pojawiła się Hermiona jej zatroskana twarz mówiła, że już wszystko wie. Podniosła mnie delikatnie z podłogi i pomogła przejść na łóżko, a tam już rozpłakałam się na dobre.
-Cśśśśśśśśśśśśś spokojnie.. Ginny.. Wiem co się stało...Powiedział mi...wiem ,że to dla ciebie trudne...Ale on cię kocha i nie pozwoli cię skrzywdzić- powiedziała całując mnie w czubek głowy
-Jeżeli... on... pozwoli... się zabić..., albo... jemu... coś się ....stanie..., wtedy... mnie... skrzywdzi- powiedziałam pomiędzy salwami histerycznego płaczu.
-Tak wiem wiem- powiedziała. Zaczęłam się uspokajać. Popatrzyłam na przyjaciółkę i już wiedziałam ,ze coś jest nie tak
-Mów- powiedziałam. Tym razem po jej twarzy spłynęło kilka kropel słonej cieczy, którą szybko starłam z jej policzków. Szybko opowiedziała mi co stało się w pokoju życzeń
-Rozumiem cię. Doskonale- powiedziałam i przytuliłam do siebie przyjaciółkę, która z trudem dusiła szloch.Zrozumiałam w tym wszystkim jedno" Przyjaciele są jak ciche anioły, które podnoszą nas, gdy nasze skrzydła zapomniały jak latać."
**********************************************************************************
Przepraszam ,ze tak długo musiałyście czekać na 10 , ale kompletnie nie wiedziałam jak go skończyć.Komu się spodobał proszę o komentarz.
Julie;*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz